Kim jestem


07 lutego 2020, 10:13

   Jestem niepoprawną romantyczką i idealistką, która o dziwo najbardziej w ludziach ceni ich defekty. Ktoś mógłby powiedzieć, że to paradoks. Może i słusznie. Uważam jednak, że każda nasza rana, blizna, skaza sprawa, że jesteśmy wyjątkowi i jedynie w swoim rodzaju. 
   Sama trochę w życiu przeszłam. Dla niektórych może to jedynie błachostka, dla innych być może niestworzona historia, ale każdy z nas ocenia przez pryzmat własnych doświadczeń. 
   Zawsze byłam w cieniu i nie potrafiłam z niego wyjść. Może mimo wszystko było w nim bezpiecznie. Całe życie starałam się dogonić, kogoś kto dostawał znacznie więcej miłości, starałam się na nią zasłużyć, pokazać, że też jestem i czuję. Sporo osób mogłoby powiedzieć, że uzyskałam zamierzony cel, jednak ja tak nie uważam. Cały czas jestem cieniem, który znacznie mniej się liczy. Teraz nawet nie wiem, czy mi to przeszkadza - chyba przywykłam. Pewne rzeczy w życiu lepiej po prostu zaakceptować. Ja na przykład chcąc coś zmienić, zrobiłam wiele głupot i sama sobie krzywdę. 
   W poszukiwaniu miłości i zazdrości zdecydowałam się na wirtualny związek. Pierwszy w moim życiu związek, w czasach gimnazjum, gdzie człowiek jest po prostu jeszcze gówniarzem, kierującym się emocjami. Facet się nade mną solidnie znęcał psychicznie, a ja nie potrafiłam tego zakończyć. Wyzywał mnie od dziwek i szmat, opisywał różne przykre rzeczy, które mógłby mi zrobić, groził, że się zabije za każdym razem, gdy choćby chciałam zakończyć konwersację i iść spać. Słyszalam przez telefon, przejeżdżające, rozpędzone samochody, pod które rzekomo miał się rzucić, dostawałam zdjęcia strychu i stryczka, gdzie rzekomo miał się powiesić. Zniszczono moje poczucie wartości i jednocześnie postrzeganie erotyki.   
   Pierwszy facet, który faktycznie mnie pokochał miał zamiłowanie do bdsm, oczywiście był stroną dominującą. Związek na odległość około 300 km. Byłam na to zbyt skrzywdzona i zbyt niedojrzała, zresztą podobnie jak on. Brak interakcji seksualnej przerodził się w frustrację, niepewności i brak poczucia bezpieczeństwa w głupie decyzje. W tamtym czasie znienawidziłam intenet - by mnie przy sobie zatrzymać podszywał się pod różnych ludzi i ze mną rozmawiał. Znowu zaczęły się groźby, tym razem dotyczące mojej rodziny, moich bliskich. Sporo rzeczy wybaczyłam, by potem, gdy tylko w jego życiu pojawiła się nowa dziewczyna wyrzucił mnie jak śmiecia i się odciął ni z tego ni z owego. 
   Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Chcąc zapomnieć, mając w głowie, że jestem nic nieznaczącą dziwką, wplątałam się w relację bdsm z żonatym, 15 lat starszym facetem. Wiem, że to w sumie słabe usprawiedliwienie, ale żyli w otwartym związku i jego żona nie miała nic przeciwko. Dałam się okręcić wokół palca, znosiłam wiele, oddałam mu całą siebie. Rozsądek zwyciężył, ale się skończyło. Jest mały haczyk, że on nadal mnie chce i ponoć potrzebuje, a ja nie potrafię być na jego wołanie o pomoc obojętna. 
   Może się zastanawiasz, po co to wszystko piszę. Cóż... ja tak właściwie to też. Chyba po prostu w moim życiu zaczyna być normalnie, a ja się tego boję. Przestaję być zabawką w czyichś rękach, gonić za niedoścignionym i zastanawiam się czy aby na pewno tego chcę. 

   Taki to dziwny wstęp pozostawię. Chyba najbardziej odzwierciedla to, co będzie na tym blogu. Być może jak pojawi się jakiś czytelnik, to będzie chciał o czymś konkretnym posłuchać. Będę wtedy otwarta. Na razie będę pisać tyle, by pozostać w psychicznej równowadze :)

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz